poniedziałek, 13 czerwca 2016

kościół pw. Opatrzności Bożej we Wrocławiu, świątynia bogini Eris


Zacznę od tego, że wydobywszy ten kościół gdzieś z głębin internetu, niepodzielnie zawładnęły mną gniew, pogarda, ale i pewien niepokój. Ten ostatni wywołała głównie chaotycznie rozplanowana addycyjna bryła, która budzi wątpliwość, czy to wszystko od siebie zaraz nie poodpada Kościół Opatrzności Bożej we Wrocławiu jest tworem tak skomplikowanym i pełnym zamętu, że zastanawiałam się, czy właściwie da się  na jego temat powiedzieć coś więcej, niż tylko obdarzyć go zabawnym skojarzeniem.
Zamysłem tego bloga nie jest samo wyśmiewanie się z sakralnych tworów architektonicznych (mój manifest, drogi Czytelniku, przeczytasz tu), lecz przede wszystkim odnalezienie dla nich wytłumaczenia. Odnalazłam wytłumaczenia dla kościoła w Tychach, co nie oznacza, że zgadzam się ze zrealizowaną koncepcją architektoniczną.

Zdjęcie z kościołem pw. Opatrzności Bożej we Wrocławiu ustawiłam sobie jako tapetę telefonu, licząc że natchnienie przyjdzie w najmniej oczekiwanym momencie. Wątpiłam, czy jest on dobrym materiałem na kolejny post. Kwerenda internetowa nie przynosiła rezultatów, oprócz ciekawych fotografii i nieprzychylnych komentarzy internetowych estetów. Wtedy dopiero przeczytałam komentarze lokalnych parafian i okazało się, że historia tego kościoła jest bardzo smutna i pouczająca. Odnajdźmy więc praprzyczynę.




Parafia Opatrzności Bożej we Wrocławiu powstała w 1983 roku w wyniku podziału dwóch innych parafii. Od tego roku zdaje się, że do dziś trwa budowa kościoła. Mamy więc przeszło 30 burzliwych lat. Na stronie internetowej parafii przeczytać można, że w toku prac napotkano na liczne trudności, przede wszystkim niekorzystne, bo ruchome podłoże geologiczne - bagienno-kurzawkowe. Ta złośliwość losu sprawiła, że próby położenia samych fundamentów trwały 6 lat. Konieczna okazała się wreszcie zmiana konstrukcji, której podjął się znany i lubiany architekt prof. Tadeusz Zipster (o którym z pewnością jeszcze nie jeden raz będę wspominać np, przy okazji kościoła w Grajewie czy bionicznej wieży na pięknej, neogotyckiej świątyni we Wrocławiu). Podłoże zostało wreszcie ustabilizowane żelbetonowymi prętami, a budowę kontynuowano.
Słusznie spostrzegli lokalni parafianie, że pierwszy zespół pracujący nad kościołem cierpiał na gigantomanię. Błędy poprzedniej ekipy starała się poprawić kolejna. Projektów także było kilka. W tym kontekście ważne są realia, w których kościół powstawał. Mamy lata 80, podobnie jak wcześniejsze dekady, czas skomplikowanych relacji między władzą a Kościołem. Projekt, który dziś oglądamy był największy i najmniej możliwy do realizacji. Dlatego właśnie ten zaakceptowała władza, przebiegle twierdząc, że inwestycja nie dojdzie do skutku...




Według innych, na obecnym wyglądzie kościoła odcisnęła się także ludzka chciwość - część pieniędzy przeznaczonych na inwestycje gdzieś niefortunnie przepadła, wobec czego kościół musiał zostać okrojony z dodatków (jeszcze raz spoglądam na fotografię, mrużę oczy i próbuję je ujrzeć oczyma wyobraźni, lecz nie specjalnie mi to wychodzi. Zacieram ręce na myśl JAKIE to mogły być dodatki)

Wbrew wszystkim, którzy złośliwie twierdzą że Opatrzność Boża nad kościołem jednak nie czuwała, twierdzę, że było zupełnie przeciwnie - przecież powstał, mimo tylu przeciwności!
Jednocześnie podchodzę do tego kościoła jak do architektonicznej alegorii wszelkich możliwych nieporozumień - między władzą a kościołem, między naturą a człowiekiem, między pobożnością a chciwością, w końcu między ekipami budowlanymi.
Ukłony,
Wasz antyprzewodnik.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz